pizza Da Vinci
PAAK hurtownia sportowa
Jumpinplace park trampolin
Salonik Piłkarski Fair Play

BARAŻE O SUPERLIGĘ 2016 - RELACJA

BARAŻE O SUPERLIGĘ 2016 – RELACJA

Ostatni akord sezonu trawiastego spełnił oczekiwania wszystkich miłośników naszych rozgrywek. Miesiące zmagań, wyrzeczeń, przelanego potu, a wszystko to skumulowane w 80 minutach, które zadecydować miało o losie drużyn zamieszanych w barażową batalię. O wysokim poziomie niech świadczy sam rzut oka na wyniki – wszystkie na pograniczu. No i wreszcie stało się to, co nie udawało się pierwszoligowcom od 2012 roku, czyli pokonać reprezentanta Superligi (wtedy to Azzurrini pokonali Oponeo.Pl).

The Blue’s 3:5 Azzurrini

Teoretycznie najlepsza drużyna mierzyła się z teoretycznie najsłabszą – tak to wyglądało w tabelach. Boisko jednak bardzo weryfikowało statystyczne prawidłowości. Ambitni zawodnicy Jarosława Kamińskiego chcieli wziąć rewanż na Azzurrini, z którymi to spotkali się także w zeszłorocznym barażu. Wtedy gracze Błaszkiewicza bez większych problemów uporali się z aspirującymi do miana superligowców The Blue’s. W tym roku sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Byliśmy świadkami prawdziwej wymiany ciosów, tak z jednej jak i z drugiej strony. Na pierwsze dwa trafienia Azzurrini pierwszoligowcy odpowiadali golami z główki po wznowieniach z autu. Schematy wyćwiczone na ten szczególny mecz przynosiły efekty. Pod koniec pierwszej części gry Karol Jankowski zaprezentował rzadko spotykaną koordynację ruchów i wyprowadził Azzurrini na prowadzenie. Najgorsze co mogło spotkać The Blue’s nadeszło w ostatnich fragmentach pierwszej połowy. Strzał Damiana Słomskiego z linii bramkowej ręką zatrzymał Damian Zasada, który musiał opuścić plac gry. Pewnie egzekwowany rzut karny przez Marcina Błaszkiewicza i konieczność gry w drugiej połowie bez możliwości dokonywania zmian nie podłamały ambitnych The Blue’s. Całą drugą połowę jak lwy walczyli o to, by doprowadzić do wyrównania, ale ich wysiłki kończyły się albo na bramkarzu Azzurrini, albo na obramowaniu jego świątyni. Ostateczny cios w serca pierwszoligowców zadał Patryk Batka, który tym co Anglicy nazywają „clinical finish” przesądził losy rywalizacji. Azzurrini wygrali swój czwarty baraż z rzędu pokazując, że w kluczowych fragmentach potrafią wychodzić z tarczą. Wszak prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą.

Computex 4:5 Simi Solec Kujawski

Chyba jedyny pojedynek, w którym faworyta większość upatrywała w reprezentancie I ligi. Computex – uznana marka, klasowi zawodnicy i gwarancja wysokiej jakości. Naprzeciw nich Simi Solec Kujawski targany ostatnimi czasy wewnętrznymi konfliktami. Ten sezon nie układał się dobrze dla obu zespołów. Computex liczył co najmniej na bezpośredni awans z drugiego miejsca, Simi Solec Kujawski w najgorszych snach nie zakładał konieczności bicia się o punkty w barażu.  Pierwsza połowa nie obfitowała w gole, ale emocji było pod dostatek. Świetna dyspozycja obu bramkarzy, walka o każdy metr kwadratowy boiska, starcia na pograniczu faulu, zawziętość, agresja i zaangażowanie. Piłkarskie szachy z elementem heavy metalu. Druga odsłona zapowiadała się naprawdę interesująco i taka też była faktycznie. Podobnie jak w pierwszej połowie, po każdym golu Simi Solec Kujawski przychodziła natychmiastowa riposta ze strony Computexu. Co gorsza dla zielonych, w dwie minuty zawodnicy Adiego potrafili wyjść ze stanu 2:3 na prowadzenie 4:3. Głęboka defensywa i utrudnianie gry rywalowi zdawało się być wystarczającą receptą na dowiezienie wyniku do końca i świętowanie awansu. Nic jednak podobnego, gdyż w ostatnich fragmentach meczu zawodnicy Pawła Hodura wznieśli się na wyżyny umiejętności, dali z siebie maksimum i zdołali wyrównać stan rywalizacji. Na pięć minut przed końcem kropkę nad i postawił ten, od którego wszyscy w Simi Solec Kujawski oczekiwali najwięcej – Michał Deliński. Po tym trafieniu wszelkie rozpaczliwe próby Computexu spełzały na niczym, gdyż w bramce cudów zręczności dokonywał Michał Katafiasz. Skonsolidowany i wyjątkowo zgrany zespół Simi Solec Kujawski dopiął swego, zamknął usta krytykom i ten kiepski bądź co bądź sezon zakończył z głośnym przytupem. Takie wygrane potrafią nakręcać zespół na długie miesiące, wielkie gratulacje dla Simi Solec Kujawski i do zobaczenia w Superlidze 2016!

Niebiesko-Czarni 6:5 Galeria Whisky/Unibest

Galeria Whisky/Unibest przez 99% obserwatorów uznawana była za zdecydowanego faworyta w rywalizacji z zawodnikami Macieja Guzowskiego. Niebiesko-Czarni z kolei pokornie i bez zbędnego szumu przygotowywali się do najważniejszego spotkania w historii klubu. Już sam udział w barażach był dla pierwszoligowego beniaminka ogromnym zaszczytem, a ich wrodzona skromność wręcz zabraniała im bujać w obłokach i marzyć o superligowym niebie. Pierwsza połowa spotkania pomiędzy tymi ekipami niejako potwierdzała przedbarażowe prognozy. Po sześciu minutach reprezentanci Superligi prowadzili już 3:0 i wydawało się, że wszyscy będziemy świadkami brutalnego mordobicia. Na domiar złego dla Niebiesko-Czarnych, w 22. minucie spotkania Dawid Michaliszyn wyprowadził swoją ekipę na czterobramkowe prowadzenie. Po siedmiu minutach gola strzelił sam kapitan Galerii Whisky/Unibest, jednak na jego nieszczęście było to trafienie samobójcze. Nie zmąciło to jednak dobrych nastrojów w jego ekipie, gdyż na przerwę schodzili z solidną zaliczką i nieodpartym wrażeniem, że drugie 40 minut będzie tylko przyjemnym epilogiem ze szczęśliwym zakończeniem. Niebiesko-Czarni jednak mieli zupełnie inne plany na to spotkanie. Postanowili ten ostatni raz wykrzesać z siebie wszystko co się da i ruszyć do straceńczej wydawałoby się misji odrobienia strat. Nadzieje rozpaliły dwie bramki zdobyte w przeciągu czterech minut, jednak rehabilitujący się kapitan Galerii Whisky/Unibest strzelił gola na 5:3 na 25 minut przed końcowym gwizdkiem. Przez długie dziesięć minut nic się w obrazie gry nie zmieniało, Niebiesko-Czarni nieśmiało atakowali, a superligowcy wartko trzymali gardę. Gol kontaktowy Mateusza Brąszkiewicza w 65. minucie dał sygnał do ataku, a wyrównujące trafienie Tomasza Mikietyńskiego na 8 minut przed końcem wlało w serca Niebiesko-Czarnych prawdziwą czarę euforii. Obie ekipy bały się otworzyć w ostatnich fragmentach i wyczekiwali rozstrzygnięcia po konkursie rzutów karnych. Ze schematu wyłamał się jednak Damian Bejtka. W ostatniej minucie spotkania dokonał jednej z najlepszych decyzji w swoim życiu, ruszając śmiało na bramkę Krzysztofa Kurczewskiego i pakując piłkę do bramki wprowadzając swój zespół w stan skrajnej, szaleńczej wręcz euforii. Wystarczyło jeszcze na kilkadziesiąt sekund zamurować dostęp do bramki i sensacja stała się faktem. Czarny koń rozgrywek I ligi 2015 awansował do miana prawdziwego orła, który po rewelacyjnym roku wspiął się na swój najwyższy pułap, dzięki czemu Niebiesko-Czarni wywalczyli historyczny awans do grona najlepszych zespołów PLP Siernieczek. Gloria victis, ale ta noc należała do zawodników Macieja Guzowskiego, którzy naprawdę wykonali kawał solidnej roboty. Najszczersze gratulacje!